Mjuzik.

czwartek, 31 lipca 2014

#29. Kim jesteś?

Cześć, witam wszystkich bardzo serdecznie. (nie powiem, że ciepło, bo.. sami wiecie.)
Jak widać miałam sporą przerwę, podczas której zdarzyło się to i owo, ale nie chcę o tym wszystkim mówić, bo nie skończyłabym tego wpisu.
Co mogę powiedzieć.. Kilka małych zmian, parę większych. Wakacje, Mistrzostwa Polski, na których nic się nie udało zdobyć, oprócz satysfakcji z dobrze wykonanej roboty w ostatnich miesiącach.


Ostatnie miesiące minęły mi w dobrej atmosferze, z dobrą passą. Ważne, że zdałam i mam się dobrze. Nie jestem zadowolona ze średniej, ale zawsze mogło być gorzej. Nie był to szczyt marzeń, ale 'w przyszłym roku będzie lepiej!' 
Pracuję nad krótką pracą na konkurs literacki, myślę, że zdecydowanie za duży na mój rzekomy talent, ale ktoś powiedział mi, że się do tego nadaję to czemu mam nie spróbować? 

~~

Jako temat posta wybrałam sobie coś, no, innego, a mianowicie, jak mówi tytuł 'Kim jesteś?' 
Uważacie się za dobrych ludzi? Zróbcie małe podsumowanie samych siebie. Udajecie, czy jesteście sobą? 
Gdy poszłam do liceum starałam się wejść w ten nowy etap jak najlepiej. Nie chciałam być postrzegana jako taka osoba, którą byłam naprawdę. Nie chciałam być cicha, nieśmiała. Ale nie umiem udawać kogoś, kim nie jestem. Moja prawdziwa 'ja', której nie mogłam znieść wyszła na wolność zaraz na rozpoczęciu roku. To mi załatwiło kilka miesięcy, podczas których odzywałam się dwoma zdaniami na dzień, a powiedzenie czegoś na forum klasy? To było praktycznie niemożliwe. 
Dzień za dniem, tydzień za tygodniem zauważałam, że już mam tego dosyć, że chcę się przestać bać. Powoli przełamywałam się do reszty klasy, która okazała się być wspaniała. Znalazłam tam wspaniałych przyjaciół, którzy naprawdę mnie cenią Zdziwiłam się, że wszyscy mnie tak przyjęli, a sama nie zauważyłam zmian, które dokonały się we mnie. Stałam się bardziej otwarta, bardziej 'super'.Mam nadzieję, że ludzie w mojego otoczenia nie żałują, że mnie poznali. 
Kim jestem?
Jestem zwyczajną dziewczyną z ambicjami, z bicepsem jak u chłopa i ładnymi oczyma.
Jestem dziewczyną, która pomimo 17 lat śpi z misiem.    
Jestem dziewczyną, która strasznie przejmuje się opinią innych, ale ma do siebie wielki dystans.
Jestem dziewczyną, która ma strasznie niską samoocenę, ale i tak wstawia na fb zdjęcia swojego ryjca.
Jestem dziewczyną, która ma najlepszych przyjaciół na świecie. 



A Ty? Kim jesteś? 
Jesteś sobą, czy udajesz kogoś, kim nie jesteś?
Starasz się pomagać innym, czy patrzysz tylko na swoją korzyść?
Masz ambicje i wolę walki, czy łatwo się poddajesz?
Zależy Ci na innych, czy tylko na sobie? 
Pragniesz żyć w świecie idealnym, czy starasz się do niego dążyć?

Z tymi pytaniami Was zostawiam, oby do usłyszenia! :)


czwartek, 29 maja 2014

#28 Yhym .

Sama nie wiem o czym mam tu dziś pisać. Powinnam się uczyć, Tyśka mnie ciśnie przy każdej możliwej okazji o nowy wpis. Ale co zrobić? Szkoła, treningi, szkoła, a od poniedziałku zaczęłam się uczyć. Ciekawe doświadczenie, ciekawe.
Co u mnie się wydarzyło przez taki wielki okres czasu? No cóż, była Wielkanoc, ładnie pomalowałam pisanki, zdechł mi królik, byłam na zawodach, napisałam dosyć ciekawe opowiadanie, a teraz siedzę tu i rozmyślam nad sensem życia. Huhuhu.
Ale jak już piszę to napiszę o czymś sensownym, a mianowicie o pewności siebie.
Jakbyście nie zdążyli zauważyć jestem nieśmiała, brakuje mi charyzmy, siły przebicia. Gdy coś mówię na forum mam wrażenie, że każde słowo, które wypowiadam jest strasznie durne i jeszcze wszyscy się na mnie patrzą, a ja sobie myślę, co oni o mnie sądzą. Że jestem jakaś obłąkana, czy coś.
Ale czy tak jest naprawdę? Czy to tylko moja głupia wyobraźnia? Ale jak to sprawdzić?
Chciałabym być jak niektóre osoby z mojego otoczenia, że każdy je lubi, docenia i w ogóle. Ja tylko siedzę taka szara myszka... Ale zaraz, stop! Nie chcę się jeszcze bardziej dobijać. xD


Przeczytałam gdzieś, że to wszystko siedzi w głowie. Czy to prawda? Postaram się sprawdzić. Zaczynając od jutra. Będę sobie mówić, że wszystko jest okej, że nie jestem gruba, brzydka, że zdam ten cholerny polski. Po pierwszym dniu może się nie udać, ale będę próbować dalej i dalej. A jak się nie uda? To ponowię mój zacny plan. Po prostu chcę mieć jutrzejszy dzień z głowy.

Taki ten wpis bezsensu, o rany. Muszę się z powrotem w to wprawić. Zacznę niedługo. Cisza przed burzą. *-*

sobota, 19 kwietnia 2014

#27. Opowiadanie, end.


Siedzę teraz pośród białych ścian. Jestem zagubiona, nie staram się już szukać zbawczej drogi. Miałam kochającego chłopaka, przyjaciół, którzy byli w stanie oddać za mnie życie, sport, któremu oddawałam się całym sercem. A teraz..? Jestem sama. Przepraszam, mam ‘najlepszego Przyjaciela’, który jest przy mnie zawsze. 
   Minął rok od tamtych wydarzeń. Mam urodziny. Jedynym prezentem jaki dostałam to napis ,,Wszystkiego najlepszego, kochana’’ na moim prawym przedramieniu. Trochę boli, ale da się przyzwyczaić. Dostałam go od Niego, dlatego jest taki wyjątkowy.
   Boję się zasnąć, nie chcę go już widywać. Mam dosyć, chcę mieć normalne życie. Urodziła mi się córeczka. Ma trzy miesiące. Szkoda, że jest martwa. Pewnie byłaby śliczna.
   Nie myślałam, że śmierć może być wybawieniem.
   Chcę umrzeć. Marzę, by umrzeć.

   Czym są marzenia? Czymś nieosiągalnym. Teraz to wiem. 

***

No, i koniec. Podzieliłam to na tyle części, a przyjaciółka jak się dorwała to o północy przeczytała całość. :) Potem ja próbuję zasnąć i słyszę jej głos: 'Ej, ja teraz o tym będę myśleć.' A ja się śmieję. XD 
Moja chora wyobraźnia nie zna granic, ale co, prosiła to dostała. Mówią, że jestem psycholem teraz. ;c (pozdrawiam Sopla, większego psychola) 
Mam już kilka pomysłów na przyszłe notki, więc czekajcie z niecierpliwością.

Teraz, z okazji Świąt Wielkanocnych chcę Wam życzyć zdrowia, szczęścia, radości, powodzenia w życiu, sukcesów i motywacji do osiągania wyznaczanych przez siebie celów.
Pamiętajcie, kim jesteście, nie zmieniajcie się! :)

Zdrowych, pogodnych, rodzinnych, Piesełowatych. <3

czwartek, 17 kwietnia 2014

#26. Opowiadanie, część 7.



 Odszedł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tylko jedno małe okno. Wstałam, może będę miała głupie szczęście i ktoś akurat będzie tędy przechodził. Ku mojemu zaskoczeniu w oknie pojawił się mężczyzna. Właściwie margines społeczny. Szukał pewnie czegoś, co mógłby sprzedać. Błagalnie podniosłam na niego wzrok, a on… odszedł. Moja jedyna nadzieja na ratunek zniknęła.
   Po chwili menel wrócił z kłodą i wyważył okno. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia, ale knebel w ustach, solidnie mi to uniemożliwiał. Człowiek wyciągnął mnie, zerwał taśmę i położył na ziemi.
-Szybko, uciekajmy!- pisnęłam. Mężczyzna nie reagował. Uśmiechnął się, a ja widziałam tylko jego dwa zęby i poczułam śmierdzący oddech.
-Uratowałem Cię. Chcę coś w zamian.- powiedział i założył ręce na piersi.
-Mam pieniądze, ubrania, dam panu wszystko, tylko uciekajmy!
-Daj mi siebie.- odpowiedział, a mnie aż zemdliło. Myślałam, że zwymiotuję. Mam oddać swoje ciało? Na dworze? Obcemu, śmierdzącemu człowiekowi?- Chyba, że wolisz zginąć.
-Nie zrobię tego! Chyba Cię powaliło!- krzyknęłam ze złością, ale przypomniało mi się, co się dzieje w pokoju obok. On mnie złapał w pasie i przełożył sobie przez ramię. Zostanę zgwałcona przez żula? Cholera.
-Widzę, że ktoś tu jest niegrzeczny.- zaśmiał się i szedł w ciemny las. Jezu Chryste, on to zrobi. Łzy ciekły mi po twarzy. Moje urodziny… Czy ten dzień może być gorszy?
   Szliśmy przez około pół godziny. Znaleźliśmy się na jakiejś polanie.  W duchu modliłam się, żeby to był sen wywołany przez tego popaprańca. Wiedziałam, że to wszystko jawa. Że zaraz… miałam zostać wykorzystana. Pamiętam, jak poprosiłam Laurę, żeby napisała mi opowiadanie o tym, że zostałam zgwałcona. Owe nigdy nie powstało, ale mam teraz  seans na żywo. Ja gram główną rolę. Super…
   Mężczyzna zrzucił mnie na ziemię. Chciałam krzyczeć, ale po co? Zawsze mógł mnie oddać tamtemu świrowi z domku. Teraz może nie zginę. Powoli rozpiął rozporek. Zamknęłam oczy, zacisnęłam zęby. Jeszcze się nie zaczęło, a ja już błagam o koniec.
   Miałam ochotę zwymiotować. Czułam się jakby to trwało wieczność. Miałam ochotę umrzeć. Naprawdę. Menel gładził mnie po twarzy i ciele, a do moich nozdrzy docierał tylko jego smród. Trzęsłam się, płakałam… To było najgorsze, co mogło mnie spotkać.

   W końcu zostałam uwolniona. Pobiegłam na oślep do domu, nie myślałam nawet o tym, że psychol z domku może mnie znaleźć i zabić. Biegłam, nie zwracając uwagi na ból w łydce. Wyglądałam jak dziecko z buszu, ale to nie było moim największym problemem. Chciałam być w domu, zadzwonić na policję, żeby złapali tego frajera. Chciałam, żeby wszystko się skończyło. 
   Gdy dopadłam klamki domu czułam się okropnie. Chciało mi się wymiotować. Przetworzyłam wszystkie informacje, wszystko, co się wydarzyło. Wpadłam do mieszkania, mama spojrzała na mnie, jakbym uciekła z psychiatryka. Może tak właśnie było? Może tam jest właśnie moje miejsce?
   Mama zadzwoniła na policję. Szukali tego gnoja kilka dobrych miesięcy. Nie znaleźli niczego. Nie znaleźli domku w lesie. Nie znaleźli martwych ciał. Nie widzieli żadnego ‘najlepszego Przyjaciela’. Ja zaś go widzę codziennie. W moich snach.

***

Uwaga, uwaga, to już przedostatnia część!
Te 'gorsze' momenty i określenia zostały wywalone, bo w sumie... czytają to ludzie. :v (Nie, to nie jest jeszcze najgorsze. XD)
Już się zaczęło wolne, nie? No, a niektórzy trenują! ^^ To dziwne, że coś na co chodziłam z pewnego przymusu w tak krótkiej chwili może mi sprawiać przyjemność. Zaskoczenie bardzo. 
Co do opowiadania... Dostałam komentarz pod poprzednią częścią, że świetnie piszę. Tak mi się miło zrobiło... Dziękuję. :) 
Fajnie byłoby się wybić w literackiej branży i robić coś, co się lubi. Też często myślicie o przyszłości? O tym, co nastąpi? O swoich marzeniach? Ale jak to mówią, ciesz się chwilą. 

Miłego dnia! :))

niedziela, 13 kwietnia 2014

#25. Opowiadanie. część 6.



   Pod dwóch dniach zaczęłam wychodzić z domu na krótkie spacery. Ale dzisiaj miałam ochotę na coś dłuższego. Chodziłam sobie po pobliskich osiedlach, aż doszłam do lasu niedaleko. Było ciepło, słońce radośnie grzało, a ja miałam świetny humor. I nic do roboty.
   Chodziłam już piętnaście minut, weszłam już trochę w las, gdy usłyszałam za sobą kroki. Pewnie jakaś rodzina wybrała się na spacer. Odwróciłam się i zobaczyłam jednego mężczyznę. Znajomego. O nie… Przyspieszyłam, czułam, że on również. To był on. Facet sprzed klubu. Nagle znalazł się przede mną. Co!? Jak to się stało!?
-Witaj, kochana. Mam pozwolić, żebyś sama świętowała urodziny?- zapytał kuszącym głosem, a ja myślałam tylko o ucieczce. Faktycznie, mam dzisiaj urodziny. Dzisiaj stałam się ‘słodką siedemnastką’.
-Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęłam i zaczęłam biec. Biegłam przez zarośla, byle mnie nie znalazł. Nie zwracałam uwagi na gałęzie, które raniły mi twarz, ani na robactwo, które wokół fruwało. Tylko pędziłam, ile sił w nogach. Przypomniało mi to jeden z moich snów.
   Zaczęłam odczuwać ból w łydce. Kurczę! Słońce zasłoniły chmury. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na moją spoconą twarz. Obmywały ją z łez i kropli potu. Zobaczyłam światełko. Dom w środku lasu? Nieważne, chcę przeżyć spotkanie  tym frajerem. Dobiegłam do drzwi. Dobijałam się, krzyczałam. Zostawało to bez odpowiedzi.
-Proszę mnie wpuścić, halo!- krzyknęłam ostatni raz. Gdybym nie usłyszała zbawiennych kroków musiałabym biec dalej. A i tak już ledwo stałam na nogach. Kręciło mi się głowie.
   Usłyszałam skrzek zamka i myślałam, że padnę. Przede mną stał człowiek, przez którym uciekałam od dobrej pół godziny. Chciałam to kontynuować, lecz zanim zdążyłam zareagować, on chwycił mnie za włosy i pociągnął tak, że upadłam. Cholera, cholera, cholera. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno.
-Ja Ci dam, szmato, uciekać.- syknął przez zęby, mój prześladowca i wtargał mnie do domu. Nadgarstki związał drutem, a usta zakleił taśmą. Uważałam to za zbyteczne. W końcu, kto miałby mnie usłyszeć w leśnej głuszy?
   Usadowił mnie na zimnej podłodze, która cała się lepiła od brudu. Dosłownie dwa metry ode mnie leżała na stole dziewczyna. Była piękna. Teraz jej twarz była umazana krwią, a oczy miała wydłubane. Czy to miało czekać zaraz mnie? Mój oprawca na chwilę zniknął. Wrócił z kolejną dziewczyną. Ciągnął ją po podłodze za włosy. Czułam jej ból, jej krzyk robił mi dziury w sercu, rozbijał na kawałki. Garść włosów została w rękach mężczyzny, a głowa dziewczyny spadła na podłogę. Ona, chyba jeszcze nieświadoma tego, co ją czeka, próbowała uciec. Zaczęła krwawić, a oprawca złapał ją za kolejny kosmyk włosów. Zabrał ją do pokoju obok, po czym wrócił do mnie.

-No, kochana… Nareszcie Cię tu mam. Jestem zawiedziony, że nie spodobały Ci się moje zabawy.- powiedział z udawanym smutkiem. Nie wiedziałam, co mam robić, czułam, że przegrałam w każdym, najmniejszym calu. Bałam się tego, co mnie czeka. Nie chcę umrzeć. Nie tak. –Myślisz, że Cię zabiję? Nie. Ciebie, kochana, wykorzystam. Na tysiąc różnych sposobów. Jak Ci się nie spodoba to wtedy pomyślę.- opowiedział mi. Nie chciałam tego słuchać. Wiedziałam, że tutaj właśnie zginę, że mnie wykorzysta i zabije, jak dziewczynę na stole. Nie było już dla mnie ratunku. Do oczu napłynęły mi łzy.  - Kochana, poczekaj na mnie. Obiecuję, że będziesz następna w kolejce. 

***

Zbliżamy się do końca tej chorej paranoi. :) 
Jak to skończę wrzucę Wam trochę tych życiowych notek.
Jakie macie plany na Święta? Ja to tylko treningi i jedzenie. ._.  A właśnie! Byłam w Gdyni i Gdańsku i mam dużo zdjątek z klasą. Łapcie i poznajcie część najlepszej klasy świata! ^^


Konrad, Pati, Gabi and Pieseł. ^^

Karl, Nika, Mikołaj, Ola, Kaśka, Kraulik, Michał XD, Olek,
Sopel, Karol, Makoś, Gabi, Pieseł, Pati. ^^

Trzymajcie się ciepło! <3



#24. Opowiadanie, część 5.


Byłam gdzieś… Nie wiem gdzie. Nikogo wokół mnie nie było, ale czułam czyjąś obecność. Zaczęłam biec. Wiedziałam, że śnię, ale nie byłam w stanie przejąć nad tym kontroli. Byłam jak w pułapce. I wiedziałam, że to przez niego. Przez mojego najlepszego Przyjaciela.
   Sen nie trwał długo i nie był jakoś wybitnie ciekawy. Miałam świadomość, że to przez niego. Tylko biegłam. Przez las, przez pole, przez miasto. Byłam wszędzie.
   Obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. Na dworze było ciemno, w salonie było zapalone światło. Wszystko w normie. Sprawdziłam godzinę. Dziewiętnasta dwanaście. Okej, w normie. Odetchnęłam w ulgą i powoli wstałam. Nie miałam zawrotów głowy, co przyjęłam z wdzięcznością. Podeszłam do telefonu. Dwie wiadomości i jedno nieodebrane połączenie. Pierwszy sms był od Laury, która pytała jak się czuję. Zbyłam to, obiecując, że odpiszę później. Drugi był od nieznanego numeru. Oczywiście… ,,Cieszę się, że jeszcze nikomu nie powiedziałaś. Nie rób tego. Dobrze było Cię dziś zobaczyć, kochana. Widzimy się za dwa dni.’’ Cholera! O co chodzi temu człowiekowi? Postanowiłam odpisać. ,,Kim Ty jesteś? Przestań do mnie wypisywać!’’
   Wiadomość nie doczekała się odzewu, co przyjęłam zarówno z ulgą, jak i z rozgoryczeniem. Jak on w ogóle śmie? Odpisałam Laurze, że wszystko ze mną okej i wysłałam wiadomość do Roberta, że już się czuję lepiej. Zadzwonił do mnie, na co się uśmiechnęłam.
-Hej, kotek. Na pewno Ci już lepiej?- zapytał ostrożnie.
-Tak, zdecydowanie. Mogę Cię o coś zapytać?
-Jasne, zawsze.- odpowiedział krótko z napięciem w głosie. Coś wie, na pewno!
-Nie wiesz może, kto wysyła mi jakieś dziwne wiadomości i listy?- zapytałam, nie zdradzając szczegółów. Byłam strasznie ciekawa jego odpowiedzi.
-Co? Nie, pierwsze słyszę. Pewnie to jakiś Twój przyjaciel, czy coś.- zdębiałam. Wie coś. Tylko dlaczego? Nic mu nie zrobiłam. Chyba. Nie, na pewno.- Kochanie, muszę kończyć, wychodzę z Krystianem.

   Rozłączył się. No, świetnie. Wie coś, a ja nie wiem co. Ktoś mi grozi, a on jest w to zamieszany. Nie no, paranoja…

***

Jednym słowem- REAKTYWACJA.
Ostatnimi czasy mam strasznie dobrą passę, dlatego czemu by nie podjąć się ponownej próby pisania tutaj?
Paput w miarę oswojony, kupiłam buty, mam drugie miejsce w traithlonie kajakowym, trzecie w literackim.. Ten literacki mnie strasznie cieszy, pierwszy mój taki konkurs, pierwsze osiągnięcie, to budujące. :)

Teraz Was zostawiam, miłej niedzieli, mordki. ~

niedziela, 2 marca 2014

#23 Opowiadanie. Cześć 4.


   Nie, to chyba jakaś paranoja. Jak dostałam te cholerny list? Kim jest ten człowiek? Myślałam, że zaraz się popłaczę. Wstałam i chwiejnym krokiem dotarłam do drzwi i pokoju trenera. Oznajmiłam mu, że wychodzę.
-Zaraz mama po Ciebie przyjdzie. To nieodpowiedzialne, żebym Cię wypuścił. Sama rozumiesz.- odpowiedział mi i zanurzył nos w stosie papierów. Karty na obóz, raporty i te sprawy.
-Ale trenerze, ja muszę…- wyjąkałam i ugięły się pode mną kolana. Za oknem stał mężczyzna, mający około czterdziestu lat. Machał. Patrzył się na mnie i machał z uśmiechem.
-Marta, co się dzieje?- zapytał trener i szybko podszedł, żeby mnie przytrzymać. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Gdy tylko je otworzyłam, człowieka zza okna już nie było. Na całe szczęście.
-Nic.. Poczekam na mamę. – powiedziałam z rozkojarzonym wzrokiem i usiadłam na krzesło. Czułam się strasznie, jeszcze ten człowiek. Może to był po prostu jakiś znajomy, a w stresie go nie rozpoznałam? Jeszcze nigdy się tak bardzo nie bałam. Każda komórka mojego ciała krzyczała, że to, co się dzieje to jedna wielka patologia.
   Trzęsłam się niemiłosiernie, nie wiedziałam, co mam zrobić z rękoma. Było mi tak strasznie źle… Chciałam uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie… Ale nie byłam w stanie wstać. Nogi miałam jak z waty. Byłam blada jak ściana, a gdy tylko moja mama przyszła zaprowadzili mnie do taksówki. Wszędzie widziałam tego faceta. Zaczyna mi odbijać.
-Martuś, co się stało?- zapytała mama, gdy wysiadłyśmy z auta. Trzymała mnie za ramię, jakbym miała się zaraz przewrócić. Czułam, jak jej paznokcie wbijają mi się w ramię.
-Źle spałam, musiałam zasłabnąć.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko, na tyle, ile mogłam. Nie miałam zamiaru jej mówić o tajemniczej wiadomości, o sprzeczce z Robertem. A to dziwne, bo zwykle mówię jej o wszystkim. Ten facet… Napisał mi, że jak coś komuś powiem to ktoś zginie. Kłamał, musiał.
   Sprawdziłam kieszeń w poszukiwaniu liściku. Niestety, on nadal tam był. A ja w głowie widziałam jak mi macha i macha… Przestań, wyrzuć to z głowy! Sama siebie ranię.
   Ku mojemu zdziwieniu na kanapie siedział Robert, bawił się z Kacperkiem.
-Co tu robisz?- zapytałam, siadając obok.
-Twoja mama zadzwoniła, że się źle poczułaś, to przyjechałem.- odpowiedział i objął mnie.- Lepiej Ci już?
-Tak, trochę. Nie mogłam spać.- wyjaśniłam, opierając się o jego klatkę. On się lekko wzdrygnął. Ciekawe dlaczego? Przeczuwałam, że mi nie powie, ale nie zamierzałam nie spytać.- Powiedz, co się dzieje.
-Już Ci mówiłem, że nie masz o co się martwić.
-Znowu mi to robisz, co?- zapytałam z wyrzutem, kryjąc łzy. Jeśli robił to, o czym myślałam to mógł wyjść i nie wracać. Nienawidzę tej tajemnicy. Zwłaszcza ze strony osób, których kocham.
-Kochanie, nie. Idź się położyć.- polecił Robert, a ja posłusznie wykonałam jego prośbę. Czułam, że właśnie tego potrzebuję. Otulił mnie kocem i dał mi buziaka. Usłyszałam jak żegna się z moją mamą i bratem, trzask drzwi i… zasnęłam. 

***

Uh, nie lubię robić takich przerw na blogu. Na dniach postaram się Wam dodać posta o snach. Wczoraj przespałam cały dzień, a podczas tego miałam kilka dosyć dziwnych snów. Zaciekawiło mnie 'JAK'? 
Skąd tak naprawdę biorą się sny, co na mnie wpływa? Jak działa nasz mózg podczas poszczególnych faz? 
Też jesteście ciekawi? Czekajcie! :)

piątek, 21 lutego 2014

#22 Opowiadanie. Część 3.

Nic mi się nie udało napisać przez ferie, ale to siły wyższe. Dlatego postanowiłam Wam opowiedzieć 'trochę' o tym, co działo się u mnie przez te dwa tygodnie.

Przez całe ferie byłam w górach, czego nie będę wspominać chyba zbyt miło. Noga mi po prostu umiera, teraz na biegach kuleję sobie, ale nie chce mi się o tym opowiadać.
Przychodzę do Was z trzecim fragmentem opowiadania. Przyjaciółka je otrzymała, czytała o pierwszej w nocy i bardzo jej się podobało. Zobaczymy, czy Wasze oceny również będą takie pozytywne. :)




   Wstałam wcześnie rano, jak to ostatnio bywało. Trzy godziny snu zdecydowanie źle mi zrobiły, ale co zrobić? Wyglądałam jak zombie, podobnie też się czułam. I nadal nie wiem, co jest z Robertem. Nie śpię dopiero pięć minut, a już czuję niepewność i stres w żołądku. Chyba nic nie przełknę…
   Tradycyjnie poszłam na trening, rozmyślając po drodze. Naprawdę dręczyło mnie to, czego nie chciał wczoraj mi powiedzieć. Moje rozmyślania przerwał dźwięk wiadomości. Nieznany numer? Otworzyłam smsa. Treść trochę mnie zaniepokoiła. ,,Kotku, nie obawiaj się. Obiecuję, że to, co się dzisiaj wydarzy będzie cudowne. Tylko nie mów o tym nikomu, nie chciałbym Cię skrzywdzić. Do zobaczenia.’’
   Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Na początku pomyślałam, że to dziewczyny robią sobie ze mnie zwałę, tradycyjnie. W końcu, kto słynie z telefonicznych żartów bardziej niż one? Ale dlaczego miałyby tak robić?
   Gdy dotarłam do klubu czułam w powietrzu coś dziwnego, jakieś napięcie, czy coś w tym guście. Temu miejscu zawsze towarzyszył chaos i wesoły rozgardiasz. Teraz było cicho. Przeraźliwie cicho.
   Trenera jeszcze nie było, co wzbudziło moją czujność. W szatniach były pozgaszane światła. Co się dzieje?  To jakaś paranoja. Zaraz wyskoczy na mnie seryjny zabójca i okaże się, że wszystkich pomordował. Sprawdziłam zegarek. Wskazywał trzecią trzydzieści.  Co do..? Przecież to niemożliwe…
   Weszłam do szatni. Chciałam zapalić światło, lecz bez oczekiwanego skutku. Podłoga lepiła się, a ja byłam totalnie zdezorientowana. Na zegarku widniały teraz liczby ‘666’. Jezu, co się dzieje?
   Chciałam uciekać. Chyba niczego tak bardzo teraz nie pragnęłam. Ale zaraz… To wszystko nie jest możliwe. Cholera, to jest sen. Koszmar. OBUDŹ SIĘ!
   Stałam teraz na pustej przestrzeni.  Byłam sama, a cisza była wręcz paraliżująca. Może tak wygląda śmierć? Nie chcę zginąć, nie tak, nie w śnie. Mam tyle rzeczy do zrobienia, tyle chcę osiągnąć!
-Marta! Marta!- usłyszałam głos znikąd. Był całkiem znajomy, lubiłam go. Nagle stało się coś dziwnego. Czułam, jakbym się topiła. Wzięłam wdech, podniosłam ciało i otworzyłam oczy. Zobaczyłam Laurę, Paulinę, Ewelinę i trenera.
-Dziękuję, już jest w porządku.- powiedział trener do telefonu i odłożył komórkę na ławkę.- Co się stało?
-Ja… nie wiem. Czuję się okropnie.- odpowiedziałam i głowa opadła mi na materac, który pewnie przyniosły dziewczyny. Byłam w klubie. To dziwne, nie przypominam sobie, żebym do niego weszła. Trener wyszedł, pewnie zadzwoni do mojej mamy. – Napisałyście do mnie?
-Co?- zapytała zdezorientowana Laura. Dobra, to chyba nie one.- Ej, serio, co się stało?
-No właśnie? Trener chciał dzwonić po karetkę.- dodała Ewelina i poszła po szklankę z wodą. Jak im to wyjaśnić? Tego się nie da wytłumaczyć…
   Opowiedziałam im historię z Robertem, moje wyjście na trening, tajemniczą wiadomość i sen. Patrzyły się na mnie, jakbym urwała się z choinki.
-Ale kosmos.- podsumowała Paulina, wstając. Dziewczyny wyszły, mówiąc, że na chwilę, a ja zostałam sama. Sięgnęłam do kieszeni po telefon, ale oprócz niego było w niej coś jeszcze.  Karteczka. Złożona na kilka części. Niekoniecznie chciałam ją otwierać, ale ciekawość zwyciężyła.
,,Cześć, kochana.
   Zastanawiasz się pewnie, kim jestem i co się z Tobą stało. Na pierwsze pytanie odpowiem Ci bardzo chętnie. Jestem nieistotnym dla Ciebie człowiekiem, ale wkrótce stanę się kimś znacznie więcej. Nie jestem mordercą, prześladowcą. Nie Twoim. Będę Twoim najlepszym Przyjacielem. Zobaczysz, pokochasz mnie i to, co będę z Tobą robił.
   Nie mogę Ci powiedzieć, co się właśnie stało, bo to zbyt zabawne, nie uważasz? Sprawia mi to olbrzymią radość. Twój strach jest taki przyjemny. Karmię się nim. Dlatego nie przestawaj się bać. Będziesz mogła dopiero przestać, gdy Ci na to pozwolę. Rozumiesz, kochana?
   Proszę, nie mów o tym nikomu. Nie chcę nikogo zabijać. Nie sprawia mi to radości takiej, jaką daje mi strach. Obiecuję, gdy tylko ktoś się o tym dowie, zabiję go. Każda przeszkoda na mojej drodze do szczęścia zostanie wyeliminowana. Też będziesz szczęśliwa, kochana.
   Póki czekasz na spotkanie ze mną, uważaj na siebie. Chcę mieć Cię w stu procentach zdrową i praktyczną. Wróć teraz do domu, nie oglądaj się za siebie i nie mów o tym nikomu, kochana.
                                                                               Twój najlepszy Przyjaciel’’

***

To zaczynamy psychozęęę! 

Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że jedziemy sobie na wycieczkę do Karpacza. No, niby wszystko fajnie, tylko trochę inaczej będzie. Na pewno inaczej niż na tej pierwszej.
Mam nadzieję, że jakoś ją dobrze przeżyję, że podintegruję się z klasą na tyle, na ile bym chciała. Chociaż i tak jest dobrze. ^^ Chyba. ^^

Trzymajcie się, jutro postaram się coś ciekawszego dodać. 
Dobranoc. <3

niedziela, 2 lutego 2014

#21 Opowiadanie. Część 1.







  Marzenia… Czym są marzenia? Czymś nieosiągalnym, czy czymś, co tylko czeka na spełnienie? Mam ich mnóstwo, setki. Ile bym dała, żeby, chociaż kilka z nich zaistniało w moim życiu. Chciałabym poczuć, chociaż odrobinę tego szczęścia, które siedzi w mojej głowie.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie i wstaliśmy. Powoli skierowaliśmy się do domu, gdzie czekały na nas talerze. Kacper od razu pobiegł do Roberta, a ja pomogłam mamie ogarnąć stół. Ktoś musiał.    W pewnej chwili poczułam wibracje telefonu. Dobrze, że ktoś wyrwał mnie z tych głupkowatych rozmyślań. Na głos tego ‘kogoś’ uśmiechnęłam się mimowolnie i chłonęłam miłość, która z niego płynęła.- Tęsknię za Tobą.
-No, wiem, ja za Tobą też.- odpowiedziałam i czekałam, co ciekawego Robert ma mi do powiedzenia. Rozmawialiśmy bardzo często, dlatego nie miałam żadnych podejrzeń, że coś mogło się stać. Byłam bardziej zaciekawiona. Jak zwykle zresztą. Lubiłam słuchać, jak mówi, że mnie kocha, że o mnie myśli. To było takie budujące, dające siłę.
-Gdzie jesteś?- zapytał. Miałam wrażenie, że się uśmiecha. Rany, co on planuje? Zaczynałam się trochę obawiać, a niepewność z każdą sekundą rosła.-Wracam z klubu. Za jakieś dwadzieścia minut będę w domu.- odpowiedziałam i czekałam na reakcję. Po drugiej stronie była głucha cisza, słyszałam tylko szum, a po chwili… rozłączył się. Co? Co się stało?
   Wybrałam numer Roberta, bo zaczęłam się martwić. Co za idiota. Nie odbierał. Może pójdę do niego do domu? Nie, pewnie sobie robi ze mnie jaja. Ale dostanie opieprz jak się tylko odezwie. Zabiję go...   Nim doszłam do domu, napisałam jeszcze dwie wiadomości. Byłam zła, smutna, przestraszona… Takie kumulacje uczuć… Już wchodziłam do wyremontowanej klatki, gdy ktoś od tyłu złapał mnie i zasłonił oczy. Z przerażeniem chciałam wyrwać się napastnikowi i krzyczałam na całe gardło. Jak nikt z klatki nie wyjrzy przez okno to mogę zginąć! Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Czułam się jak w śnie, a wydarzenia odbierałam jak przez mgłę.
-Kotek, cicho!- usłyszałam szept przy uchu. Bardzo kojący szept. Dłoń zsunęła się z moich oczu. Odwróciłam się i mimowolnie uderzyłam Roberta w brzuch. Miałam łzy w oczach, taka byłam przerażona.-Ty idioto głupi! Zwariowałeś?- wrzeszczałam na niego na całe gardło. Kilka łez popłynęło mi po policzku, ale szybko je starłam. –Ty jesteś chyba jakiś chory, zostaw mnie w spokoju!- krzyczała, gdy on próbował mnie objąć i przeprosić. Nie dość, że się o niego martwiłam to on jeszcze zrobił mi coś takiego, przecież to nienormalne.
   Weszłam do klatki i z impetem trzasnęłam drzwiami. Oparłam się o nie i wzięłam kilka wdechów. Wiem, że nie miał nic złego w planach. Wiem, że wcale nie pragnął tego, żeby stało się tak, jak się stało. Minęło parę minut, a złe emocje zaczęły ze mnie ulatywać. Czułam się już trochę lepiej i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się i dostrzegłam go. Siedział niedaleko klatki, głowę miał schowaną w rękach. Chyba było mu źle z tą całą sytuacją. Ups.
   Podeszłam do niego cicho i usiadłam dwa metry od niego.-Przepraszam. – szepnęłam i usłyszałam jak podnosi głowę w moją stronę. Czułam, że będzie dobrze, ale nadal nie czułam się szczęśliwa. Chciałam, żeby podszedł, przytulił mnie i powiedział, że jemu też jest przykro.
-Wiesz, że nie chciałem, żeby tak wyszło, prawda?- zapytał, a ja cały czas czułam na sobie jego wzrok.
-Tak, chyba wiem. – odpowiedziałam krótko. Bo co tu więcej mówić? Robert poniósł się z miejsca i podszedł do mnie. Usiadł tak blisko, że czułam bijące od niego ciepło. Objął mnie ramieniem, ujął dłoń w swoją i trzymał mocno, jakby miała zaraz zniknąć.
-Przepraszam.- przytulił mnie mocno i poczułam, że już wszystko ze mnie zeszło. Całe napięcie, cały stres i ból, związany z treningiem. Przy nim wszystko było dobrze. Zawsze.-Marta, obiad!- usłyszałam głos mamy z okna. Cóż, ktoś musiał zepsuć magię tej chwili. –O, Robert! Chodź też!

~~

Pierwsza część opowiadania już jest. :3 
Jutro wybywam na obóz sportowy, mam nadzieję, że sobie nic nie złamię, ani nic. W grudniu byłam temu bliska. Dodam przez ten czas pewnie kilka postów, żeby Was już nie zaniedbywać. 
A teraz... Miłego późnego wieczoru! <3

sobota, 1 lutego 2014

#20 Prolog.

Przepraszam za taką długą przerwę, ale miałam blokadę. :c Zaczęły się ferie, w poniedziałek na obóz... Taki standard. Stoczyłam się, bo założyłam aska, ale do rzeczy...
Zaczęłam pisać opowiadanie na urodziny przyjaciółki i wrzucam Wam tutaj części mojej twórczości  a mianowicie prolog. :)


  Podobno nic się nie dzieje bez powodu. Są jednak chwile, które tylko krzyczą: ,,Ups, to tak nie miało być.’’
   Moje życie było całkiem udane. Miałam kochającego chłopaka, przyjaciół, którzy byli w stanie oddać za mnie życie, sport, któremu oddawałam się całym sercem. A teraz..? Jestem sama. Sama w tej głębi nienawiści, chaosu i potępienia. Tylko dlaczego to musiało spotkać mnie? To jakaś kara?
   Mówią, że mam walczyć, wierzyć, chociaż oni już przestali. Jestem już nikim, niewidzialnym pyłem…                         
   Przegrałam.

~
Podoba się, nie podoba się? Jakieś rady może? :) Opowiadanie nosi tytuł 'Uprowadzona'. 
Tak, wiem, zaszalałam z tym postem, ale późno już i nie chce mi się myśleć...

Dobranoc, kochani! <3

niedziela, 19 stycznia 2014

#19 Podążanie za marzeniami. Czy warto?

Cześć!
Taka długa przerwa w pisaniu, miałam małą blokadę i totalny brak czasu, dlatego odetchnęłam z ulgą, że już weekend, a 'jeszcze tydzień, potem jeszcze jeden tydzień i ferie.' :)
Tyle się wydarzyło przez te pięć dni.. Byłam w teatrze na Klubie Kawalerów, a następnego dnia było spotkanie z aktorem, panem Marcinem Zawodzińskim.



 Pan przemiły, dużo opowiedział nam o zawodzie aktora i coś dzięki temu zrozumiałam. Że chcę występować na scenie. Jest to trudne do zrealizowania, a nawet bardzo. Ale pewna mądra osoba powiedziała mi, że trzeba podążać za marzeniami, że pasja to podstawa, a potem idzie z górki. Musiałabym wyjechać na studia aktorskie, na które bardzo ciężko się dostać, a potem zdać egzamin, przy którym matura to pestka. Podobno się nadaję, podobno mam talent. Podobno, podobno. Zobaczymy, co przyniesie los i czy marzenia się spełnią.
Podczas wracania z dworu przypomniał mi się fragment rozmowy o marzeniach. Dlatego postanowiłam o tym napisać.
Czy warto podążać za marzeniami? U mnie to jest kwestia sporna. Nigdy nie walczyłam o to, czego naprawdę pragnęłam, bałam się. Czego się bałam? Tego, że nie będzie wychodzić, że wszystko, do czego walczyłam runie, a ja będę miała poczucie winy, że nie zrobiłam wszystkiego, co mogłam, by ten cel osiągnąć. Ale zrozumiałam, że czasem trzeba rzucić wszystko i dążyć do tego jednego celu.
Co, jak się nie uda? Najważniejsze to się nie załamywać. Pamiętaj, że zawsze masz wokół siebie ludzi, którzy Cię wspierają, którzy zawsze Ci pomogą. Jak jest możliwość, że jeszcze możesz to 'coś' zdobyć to dąż do tego jeszcze bardziej niż poprzednio. A jak nie ma... Odetchnij spokojnie i działaj dalej. Na pewno masz mnóstwo innych marzeń, które tylko czekają na spełnienie!
Moje marzenie się nie spełniło. Ani jedno, ani drugie. Co dalej? WALCZ, WALCZ, WALCZ! Co z tego, że się nie udało? W końcu się uda, tylko musisz w to uwierzyć. Grunt to nastawienie i pozytywne myślenie od tego zależy połowa sukcesu. Reszta to Twoja praca. Dasz radę. Ty nie dasz rady!? Pamiętaj, że TY kreujesz swoje życie, że to TY masz na nie największy wpływ. Dlatego nie mów mi, że nie dasz rady, że jesteś beznadziejny, bo NIE JESTEŚ. Musisz to sobie tykko wbić do swojej głupiej główki. :) Czym jest moc pozytywnego myślenia? Tak naprawdę to wszystko siedzi w głowie. To jak postrzegamy niektóre rzeczy i to jakie jest nasze nastawienie. Słyszeliście o efekcie placebo? W szpitalach dają ludziom leki, które teoretycznie nic nie dają, a praktycznie... poprawia im się i czasami całkiem zdrowieją. Tak ulegają wpływom, że zaczynają wierzyć w magię leku, którego wcale nie ma. Gdy rozmawiałam z kolegą i opowiadałam mu o pewnej sytuacji, mówił mi, że coś jest, że jestem taka i taka, a ja, że może mieć rację, a on, że nie mam ulec efektowi placebo, bo to mnie może zniszczyć. Zainteresowało mnie to i postanowiłam trochę Wam o tym opowiedzieć. No, i to robię. :) Zasadniczo chodzi o to, że jak ktoś Wam coś wmawia przez jakiś czas to automatycznie będziecie w to wierzyć. I to może Wam albo pomóc, albo wykończyć. Jak pomóc, jak wykończyć? Chodzi mi o to, że możecie w to uwierzyć i zwiększy to Waszą pewność siebie i usilnie będziecie dążyć, żeby coś osiągnąć, albo uwierzyć. A wykończyć... Uwierzycie, a to się nie sprawdzi. To zaboli, prawda? Dlatego najlepiej być po środku. Trochę wierzyć, ale mieć jakiś dystans do siebie. Polecam, ja to teraz stosuję i czuję się lepiej. :) Ale pamiętajcie, grunt to MYŚLENIE!

 ~

Wczoraj byłam z Pauliną na zdjęciach, taki ze mnie fotograf, że woah. A z niej świetna modelka, no cóż. Możecie się zapoznać z kilkoma pracami niżej. :)





 Zakładam, że widzicie nowy design bloga? Fajny, nie? :) Dzięki, Alu. :3 A jak klikniecie na moją twarz po prawej to wejdziecie w notkę, w której opisuję siebie. Takie szaleństwo. ^^
 Dzisiaj razem z Laurą pichciłyśmy ciastka, ciasteczka. W sumie.. wyszły całkiem ciekawe, ale mogły wyjść lepsze. Jak zwykle, dużo śmiechu, ale najlepszą misją było szukanie foremek. :)


A już jutro zaczynamy szkolne szaleństwo... Trzymajcie się! :)

sobota, 11 stycznia 2014

#18 Przeznaczenie. Czy istnieje?

 Cześć. :) Jak ja się cieszę z tej soboty. <3 Szkoda, że dobiega końca, a ja nic nie zrobiłam pożytecznego. Agent przymierza się do spania, a ja postanowiłam coś dla Was naskrobać. Zanurzmy się trochę w psychologię i te sprawy. :)

Czym jest przeznaczenie? Coś to jest przepowiedziane, co ma się spełnić. Jest to taka jakby myśl, według której losy człowieka jest przewidziane z góry i wszystko się dzieje po coś. To tak jakbyśmy byli marionetkami w teatrzyku- nie możemy nic zrobić, bo to, co się ma stać to się stanie i nie możemy na to za nic wpłynąć.


Wydaje mi się to trochę niedorzeczne. Robimy wszystko, żeby było po naszej myśli, a i tak wszystko ma się zawalić? Albo nie robimy nic, a nagle jesteśmy pod szczęśliwą gwiazdą, wygrywamy w TotoLotka i te sprawy. Niektórzy mają szczęście. Mi mówią, że to tylko kwestia czasu, jak mnie spotka coś dobrego, ale ja przestaję w to wierzyć. Co jeśli będę taką 'czarną owcą' i całe życie przetrwam w samotności, bólu i porażce? Co jeśli będę znała kogoś takiego? Co mu powiem?

Czy przeznaczenie istnieje? Osobiście wolałabym, żeby nie istniało. Wiedza, że jest siła, która steruje moim życiem, wprawia mnie w dyskomfort i pewnego rodzaju strach. Bo co jeśli rzeczywiście życie planuje na mnie coś złego? I nie mogłabym na to wpłynąć. Ale przecież to trochę nieirracjonalne, że wszystko jest założone z góry., że my tylko jesteśmy pionkami w grze, zwanej 'Życie'. A co Wy o tym myślicie? Przejrzałam trochę stron na ten temat i opinie są przeróżne. 'Istnieje, nie istnieje, zadzwoń do wróżki, przeznaczenie w miłości... ' Według mnie prawdziwe przeznaczenie nie istnieje. Tylko MY SAMI stoimy za sterami własnego losu i powinniśmy o tym pamiętać na każdym kroku.

Przeznaczenie w miłości? Nie, nie, nie... Jak mi często powtarzają- czas na miłość przyjdzie sama, ale można jej to ułatwić i trochę jej poszukać. Tak tyci. Ostatnio powiedziałam paru zaufanym osobom, że podoba mi się pewna osoba. (wow, wow) Oni na to, że to może być przeznaczenie, że mam podbijać, bo może kolesiowi też się podobam i jak się postaram to może, może pomogę owemu fatum. Owszem, chciałabym, ale trochę trudno, gdy się codziennie widzi tą osobę. (pewnie pomyślicie- widzicie się codziennie, to świetna okazja! Nie, nie jest świetna. Nie chcę wyjść na dziwaka. :v) Czyli będę czekać, będę dawać malutkie znaki, będę się starać być jak najlepsza. :) I Wy też tak róbcie. Nie siedźcie z dupą, patrząc się w podłogę, mimo wszystko, to nie pomoże. :) (sprawdzałam ;-;)


Co by było, gdyby przeznaczenie istniało? Nic, bo nie istnieje. A tak serio... To nie wiem, czy byłabym zadowolona. Jak już mówiłam- ta świadomość, że moje życie jest już ułożone, by mnie dobijała i pewnie bałabym się ruszyć z domu.

Chciałabyś poznać swoją przyszłość? Z jednej strony tak. Bo kto by nie chciał zobaczyć siebie w dalekiej przyszłości? Ciekawi mnie, co będę robić, czy wreszcie zaznam szczęścia, czy znajdę fajną pracę, czy będą mnie otaczać ważni dla mnie ludzie. Ale z drugiej nie chciałabym. Bo co jakbym zobaczyła coś, czego bym nie chciała nigdy zobaczyć? Wszystkim mówię, że będzie będę brzydką starą panną z kotami, ale naprawdę nie chcę, żeby tak było. Gdybym zobaczyła coś takiego zamknęłabym się w pokoju i nie ruszała z żalu z domu. Zamknęłabym się na ludzi, przyjaciół, świat. I byłabym tą 'wyśnioną' starą panną..

Co trzeba zrobić, by być szczęśliwym? Na pewno nie łudzić się, że życie wszystko zrobi za nas. :) Trzeba się do tego przyłożyć i walczyć, żeby było dobrze, żeby zaznać tego szczęścia. Ważne jest, żeby robić to, co się kocha i żeby nie robić niczego, do czego jest się zmuszanym, bo to, co nie będzie sprawiało nam przyjemności, nie będzie miało żadnych widocznych pozytywnych skutków. Cieszcie się każdym dniem, nie umartwiajcie się, bo nie warto. 

'-Wierzysz w przeznaczenie?
-Wierzę. Mam na co zrzucić moje wszystkie niepowodzenia.' 


'Kryjemy się za maskami. Wszyscy. Może czas je zdjąć i stać się ludźmi?'

~~

Ja powoli zmykam, mam nadzieję, że post Wam się w miarę spodobał. :)

Serdecznie pozdrawiam stałych czytelników, jesteście wielcy! :3

piątek, 10 stycznia 2014

#17 Patrz w oczy- odkryj duszę.

Jak ja nie lubię szkoły.. Dobrze, że już piątek. Na przyszły tydzień mamy tyle do zrobienia, że masakra. Jutro się muszę uczyć historii na środę, a we wtorek matma.. No, po prostu NIE.
Z jednej strony nie lubię nauki w liceum, ale z drugiej.. kocham tych ludzi. Napawają mnie taką świetną energią, zaczynając od jazdy autobusem (Tyśka :3), a kończąc na miłym wracaniu. To w liceum zaczęłam się zmieniać, zaczęłam walczyć z lękami. Ale nadal się nie uczę. xd
Rozmawiając, pisząc z Mati, naszedł mnie pomysł na nową notkę. Chodzi o pewien całkiem żałosny lęk. Patrzenie w oczy. Też czasami się boicie? Obawiacie się czegoś?
Ze mną jest tak, że jestem strasznie nieśmiała. Gdybym patrzyła komuś w oczy to tak, jakbym mówiła: 'O, patrz jaka jestem harda!' Ogólnie zawsze było to dla mnie jakieś wyzywające, ukazujące śmiałość. A ja zawsze byłam skromniutka, cichutka, nie potrafiłam udawać kogoś innego.
Ale tutaj, w liceum, znalazłam ludzi, którzy na każdym kroku popychają mnie w lepszą stronę, ich się nie boję, im ufam. Jakieś to dziwne, że darzę ludzi sympatią, zaufaniem, a znam ich dopiero od września.
Co do patrzenia w oczy. Zaczęłam moją 'naukę' gdzieś w październiku, gdzie na początku było naprawdę ciężko. Za każdym razem, gdy napotkałam czyiś wzrok to od razu go odwracałam i patrzyłam w podłogę. Po jakimś czasie strach i obawa zaczynały ustawać, a ja, gdy utrzymałam kontakt chociaż przez kilka sekund cieszyłam się jak dziecko, a moja podświadomość krzyczała: 'Utrzymujesz kontakt wzrokowy, yeah!' To było trochę durne, serio. Czułam się jak chora.
Minęło kilka miesięcy walki z lękiem i muszę przyznać, że jest całkiem dobrze. Bo patrząc ludziom w oczy, możemy zajrzeć w głąb ich duszy. Możemy odczytać ich zamiary, dojrzeć, czy są radośni, czy wręcz przeciwnie. Największe obawy widzimy właśnie tam. W oczach.
Przez ten czas uświadomiłam sobie, że oczy są naprawdę przepiękne, że mogłabym się w nie wpatrywać i wpatrywać. Są magiczne.
Co zrobić, jak nie możesz utrzymać kontaktu wzrokowego? Nie utrzymuj go, efekty nie przyjdą hop siup. Ale rozmawiając, staraj się nie patrzeć w podłogę, bo to jest nieuprzejme dla rozmówcy. Staraj się wytrzymywać jak najdłużej ,a najważniejsze- nie bój się! Druga osoba nic Ci nie zrobi, tylko może sobie wyrobić lepsze zdanie o Tobie. Staraj się wyszukać tą głębię i nie myśl o strachu. :) Ale, ale nic na siłę!


Jak się czujesz ze świadomością, że strach mija? Wszystko przemija, ale strach? To jedno z moich większych osiągnięć w ostatnim czasie! Czuję się o niebo lepiej, tak jakby walka ze strachem pokonała też barierę nieśmiałości i niepewności. Co prawda, nie do końca, wszystkiego oczka zrobić nie mogą. :) Reszta to już moja ciężka praca.  Ale i w klasie czuję się lepiej i ogólnie. A może to przez moje dobre licealne koleżanki, które zawsze znajdą u mnie jakąś zaletę? :)


W czyje oczy chciałabyś spojrzeć w tej chwili? Chciałabym spojrzeć w oczy kogoś, kogo nie znam zbyt długo, ale bardzo go lubię. Z kim chciałabym przeżyć jeszcze wiele, wiele lat. :) A kto to?




Jakaś mądra myśl na dzisiejszy temat? Zawsze. Zacytuję: 'Ale wiesz ja wiem że przez te lata dużo straciłam, bo z ludzkich oczu można wiele wyczytać.'~ Mati- moja dzisiejsza inspiracja! ^^

Zgadzacie się z tym, że tyle można w ludzkich oczach zobaczyć? Złość, smutek, radość, miłość, kłamstwo?

Póki co, uciekam oglądać bajkiiii. Miłego wieczoru. ^^

poniedziałek, 6 stycznia 2014

#16 Samobójstwo. Ucieczka od samotności, czy tchórzostwo?

Wczoraj zrobiłam sobie dzień wolnego od bloga, bo nie wiedziałam o czym ciekawym mogę pisać. Miałam w głowie kompletną blokadę, a pomysł wpadł mi podczas spaceru o 21.
Samobójstwo. Ucieczka od samotności, czy tchórzostwo?
Jakiś czas temu ktoś opowiadał mi o chłopaku, który popełnił samobójstwo, zostawiając list pożegnalny, w którym napisał, że czuł się strasznie samotny. Znajomi, sąsiedzi nic nie podejrzewali, mówili, że był najnormalniejszym, sympatycznym chłopakiem. A on.. nie chciał już być samotny.
Czytam właśnie podobne problemy. Samobójstwo, listy, ucieczka.



 'On się nie zabił. Ja go zabiłam. Zabrałam mu całą nadzieję. Zabrałam mu wszystko..'
'która odebrała sobie życie na grobie chłopaka Mateusza'
' Napisała dosłownie dwa zdania: że bardzo kocha Mateusza, że muszą być razem na zawsze.'
' Nie lubię się żegnać w szczególności
Lepiej odejść byłoby bez słowa
 Jednak nie obejdziemy tych powinności
 Tego wymaga kultura zdrowa
 Pragniesz wyjaśnienia czemu odchodzę
Wybacz że przeze mnie żyjesz w trwodze
Chciałbym tego na prawdę uniknąć
 I z Twej pamięci na zawsze zniknąć
 Proszę Cię żyj dalej po swojemu
 Niepotrzebny smutek sercu memu
Wspomnij jedynie te chwile radości
 Nie unoś się w nienawistnej złości'
 'Nie mogę patrzeć, jak umierasz...'
 ' Dzieci zostawiły pożegnalny list.'
' 13-letni Bartek O. powiesił się, bo proboszcz oskarżył go o kradzież pieniędzy.'
' Zostawił pożegnalny list, w którym wyjaśnił, że nie mógł znieść widoku swojego znajomego i dlatego też pozbawił się życia.'
' Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście. Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć...'
'Zamarł. U stropu wisiała jego córka.'
'Patrycja próbowała wyskoczyć z balkonu, ale wszyscy uznali to za głupi żart.'



 Jak widać powodu, sposoby i wiek samobójców jest przeróżny. Ja czytając te wszystkie teksty, buszując w internecie, szukając czegoś na temat, płakałam. Z każdą nowootwartą stroną bardziej i bardziej. to straszne, że ludzie rzucają wszystko, opuszczają przyjaciół, rodzinę, bo uciekają... Z jednej strony się ie dziwię, ale z drugiej... Co taki człowiek ma zrobić? On nie myśli o pomocy, on chcę tylko uciec, chce znaleźć ujście całej złej energii, chce odpocząć od wszystkiego, co go spotkało.
Co bym zrobiła, gdybym się dowiedziała o nagłym samobójstwie kogoś znajomego? Nie mogłabym w to uwierzyć. znam to uczucie, gdy ktoś umrze, ale samobójstwo? To przecież niewyobrażalne. Długo nie mogłabym się pozbierać. Mam przyjaciółkę, której tata się powiesił kilkaset metrów od ich domu. Przed tym czynem powiedział, że jest jego małą dziewczynką i że jej nie zostawi.. Za każdym razem ,gdy o tym słyszę, chcę mi się płakać. Jak można zostawić swoją rodzinę? Co było tego powodem?
Czy byłabym w stanie popełnić samobójstwo? Nie. Cokolwiek by się działo nie zrobiłabym tego. Zbyt się boję. Nie boję się ucieczki, boję się zostawić wszystkich kochających mnie ludzi i moich pasji. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, tyle do zobaczenia... I bałabym się bólu. A jak udałoby mi się przeżyć? Próbowałabym dalej, czy chodziłabym na sesje z psychologiem? A może zamknęliby mnie w psychiatryku razem z podobnymi do mnie? Tyle pytań, odpowiedzi nieznane, a ja.. nie chcę ich sprawdzać.
Ucieczka, czy tchórzostwo? Nie wiem. Są plusy i minusy po każdej ze stron. Z jednej strony nie użeramy się z gnębiącym nas światem, a z drugiej  ,,nie wolno przestawać walczyć z problemami i za każdym razem szukać sił do podjęcia walki o lepsze jutro.'' Myślę o tym od wczoraj. 
Rozumiem samobójców,  ale tylko czasami. 
-Mają dość, wewnętrznie krzyczą, wołają o pomoc, a nikt nie chce im pomóc. 
-Ale powinni zacząć wierzyć.
- Za dużo razy przegrywali.  
-Póki walczą, są zwycięzcami.
Czy chciałam to kiedyś zrobić? Może tak, może nie. Nie wiem, czy można to tak nazwać. Ale nawet jakby.. siedząc na parapecie i myśląc o bólu przy upadku, można sobie uświadomić ile życie dla nas znaczy, ile chcemy zrobić, ile ludzi poznać, z iloma przyjaciółmi spędzić czas. Pragnienie zakochania, miłości, przyjaźni są silniejsze od ucieczki. Nie chciałabym odejść bez zaznania któregokolwiek z tych uczuć, bo są dla mnie zbyt ważne. Wiem to. 

Samobójcy, milczycie, chowacie ból.
Nie bójcie się- krzyczcie. 
Nie traćcie życia. 
Nie warto.


Zamarł. U stropu wisiała jego córka.
Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście (...) Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć
Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście (...) Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć
Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście (...) Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć
Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście (...) Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć
Zrobiłem to, bo ciągle na mnie krzyczeliście (...) Pani pedagog ciągle na mnie krzyczała. Pani dyrektor to mnie nienawidziła. Chyba jak wszyscy. Zdałem sobie sprawę, że nie warto żyć'